Są takie książki, po których na kilka tygodni dostaję książkowego kaca. Romantyczną duszyczką oczywiście jestem, mimo niezbyt romantycznej aparycji i subtelności kombajnisty, więc nic dziwnego, że ostatnio kaca dostałam po „Dumie i uprzedzeniu” Jane Austen. Powodem jest oczywiście pan Darcy, mimo że to kompletna ciapa i safanduła.
Serio,
kobiety, czemu tak podoba nam się Pan Darcy? Czemu książki oparte na schemacie z
„Dumy i uprzedzenia” wciąż trafiają na szczyty list bestsellerów? Wystarczy
pomyśleć o „Dzienniku Bridget Jones”, albo o „50 twarzach Greya” (które to kojarzą
mi się wręcz z pornoplagiatem „Dumy”). Czemu
akurat pan Darcy? Nie znam kobiety, która po przebrnięciu przez nieco
archaiczny język powieści nie wzdychałaby za Darcym.
Oczywiście jest bogaty i przystojny i
nieprzystępny. Samo bycie takim twardym, zimnym mężczyzną daje mu plusy do
seksapilu. Coś jednak w tym jest, że w dziełach kultury najwięcej sympatii
zdobywają źli chłopcy. Przykładowo Bohun z „Ogniem i mieczem”, bo kto nie
zgodziłby się z twierdzeniem, że jest lepszy od tego dziecioroba Skrzetuskiego.
Innym przykładem jest serialowy Hannibal Lecter, który urodą nie grzeszy (tak
brzydki, że aż piękny), upodobania kulinarne ma dość szczególne, a i tak
większość kobiet woli go od Willa, który przecież taki ładny i pozytywny. Bycie
czarnym charakterem coś w sobie ma i już! Oczywiście Darcy czarnym charakterem
nie jest, chociaż przez pierwszą część książki taką rolę gra.
Darcy jest
również obrzydliwie bogaty, przystojny i z dobrej rodziny. Samo to wystarczy,
by zadrżało niejedno wyrachowane niewieście serce! Do tego akcja ma miejsce pod
koniec wieku XVIII, co oznacza piękne tło dla romansu. Obiekt westchnień
gotowy.
Wszystko
super, gdyby nie jeden mały detal. Pan Darcy to ciamajda. Tyle lat wychowywany
na wymuskanego panicza, a mimo wszystko nie umie się zachować na balu,
obrażając Elizabeth Bennet. Kolejne horrorendalnych rozmiarów faux-pas – oświadczyny, w których dał radę obrazić
zarówno swoją potencjalną narzeczoną jak również jej rodzinę i przyjaciół. Momenty,
w których jest w towarzystwie, a mimo to nie odzywa się nic, ponieważ wystarcza
mu bycie przy Elizabeth, a także gdy zastaje ją samą w domu - jest tam i chce
coś zrobić, ale nie wie do końca co, więc siedzi i nic nie mówi, albo po prostu
wychodzi (oczywiście uchybiając etykiecie), po prostu dramat.
Czemu więc tyle
kobiet uważa, że Darcy to ideał? Nie wiem. Być może to właśnie ta
ciamajdowatość jest kluczem. Która z nas by nie chciała, by zimny, dumny,
nieprzystępny (acz przystojny) mężczyzna stracił głowę, tracąc przy nas język w
gębie (w dodatku był szczery do bólu i w tej aczkolwiek niezbyt delikatnej szczerości wyznawał miłość). Jest to dość urocze, acz byłoby to również nieco żałosne, gdyby nie to,
że Darcy potrafi udowodnić w oczach czytelnika swoją przydatność. Potrafi
poświęcić wiele dla kobiety nie oczekując nic w zamian. Kiedy Darcy rusza do
działania, by ocalić honor Elizabeth, nie mając nawet nadziei na to, że
odzwierciedla jego uczucie, wtedy właśnie zapadł mi w serce jako mężczyzna idealny.
Darcy jako mężczyzna równocześnie jest bad guyem, jak i karmi kobiecą miłość
własną. Ideał.
Sama radość, że w końcu kupiłam sobie ładne wydanie, bez jakiejś okropnej reprodukcji, nie w kolorze brązowym, nie filmowe i nie uwłaczające mojemu poczuciu estetyki, a w dodatku za jedyne 9,99!
Ps. O ile nie ciągnie mnie do licznych kontynuacji powieści, chętnie przeczytałabym "Dumę i uprzedzenie i zombi". Chodzi to po jakiś śmiesznie niskich cenach na allegro. Szkoda tylko, że polska okładka została ocenzurowana...
0 komentarze:
Prześlij komentarz